Krucha jak lód - Jodi Picoult

December 29, 2017

Kiedy chronisz ukochaną osobę przed cierpieniem - zarówno gdy już cierpi, jak i kiedy dopiero ma cierpieć - to jak to nazwać: morderstwem czy miłosierdziem?

Jakiś czas temu (dokładnie tutaj) pisałam o tym, za co uwielbiam Jodi Picoult. Podałam nawet kilka przykładów jej książek, które do tej pory były moimi ulubionymi. Do tej pory, bo to się właśnie zmieniło. Nieważne, co pisałam wcześniej - Picoult nie napisała lepszej książki, niż Krucha jak lód. I zastanawia mnie tylko jedno: jakim cudem sięgnęłam po tę książkę tak późno?!


KRUCHA JAK LÓD

HANDLE WITH CARE

Jodi Picoult
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
2010
5/5



Każdy rodzic marzy przede wszystkim o tym, by jego dziecko było zdrowe. Problem tkwi jednak w tym, że nie wszystkie marzenia się spełniają i to jedno niespełnione spośród miliona spełnionych spadło właśnie na Charlotte i Seana O'Keefe. Willow jest ich drugą córką. Od starszej siostry, Amelii, różni ją jednak nie tylko wiek, ale przede wszystkim fakt, że cierpi na osteogenesis imperfecta, czyli niezwykle rzadką, genetyczną chorobę, która charakteryzuje się tym, że dla Willow nawet przekręcenie się z boku na bok podczas snu grozi połamaniem kości.
Po kolejnym, dość poważnym wypadku, rodzice niespełna sześcioletniej Willow szukają pomocy u prawnika. Ten doradzam im, by pozwali o błąd w sztuce lekarskiej lekarza prowadzącego ciążę Charlotte. Odszkodowanie zapewniłoby ich córce lepsze życie. 
Jednym z problemów jest w tej sytuacji to, że Charlotte musiałaby przyznać się do tego, że gdyby wiedziała o chorobie Willow dużo wcześniej, usunęłaby ciążę. 
Drugim jest fakt, że lekarzem prowadzącym ciążę była Piper - najlepsza przyjaciółka Charlotte. 

Po obudzeniu poczułam w ustach dziwny, obcy smak, na pół słodki, na pół kwaśny; dopiero po kilku dniach dotarło do mnie, że tak po prostu smakuje nadzieja. 

Patrząc na tę książkę tak trochę technicznie muszę zaznaczyć to, co u Picoult po prostu uwielbiam: narracja pierwszoosobowa z różnych perspektyw. Przy historiach opowiadanych w ten sposób mam wrażenie, że wiem więcej, jestem bliżej bohaterów, mogę z pierwszej ręki dowiedzieć się o tym, co czują i myślą. Picoult zawsze dba o to, by głos w sprawie zabrały najważniejsze osoby. Tak samo jest tutaj. Tę historię opowiada przede wszystkim Charlotte, Sean i Amelia, jednak poza nimi jest jeszcze Piper i Marin, która jest prawnikiem.

Nie da się ukryć, że dzięki poznawaniu całej tej sprawy od kilku różnych bohaterów, poznaje się jednocześnie wszystkie uczucia i emocje, jakie im towarzyszą. A emocjami ta książka jest wręcz przeładowana. Jedną trzecią czytania spędziłam ze ściśniętym gardłem i łzami w oczach, bo nie umiałam poradzić sobie z tym, co czuję. A czułam niesamowite współczucie i prawie fizyczny ból. I myślałam sobie wtedy hej, przecież to tylko książka, ale ta myśl wywoływała drugą, która wrzeszczała mi w głowie, że może ta historia to faktycznie tylko książka, ale takie rzeczy, ta choroba - to dzieje się na świecie naprawdę. To istnieje. To jest też prawdziwe życie, z którym niektórzy muszą sobie jakoś radzić.

Czasem o bólu trzeba milczeć, bo nie da się go wypowiedzieć.

Dla mnie czymś, co w tej książce zdecydowanie było najważniejsze wbrew pozorom nie była choroba. Dla mnie tym czymś była miłość, mająca tak wiele postaci, że czasem chyba nawet ciężko to sobie wyobrazić. Odkrywamy tu miłość męża do żony i odwrotnie, siostry do siostry, przyjaciółki do przyjaciółki, ale przede wszystkim miłość rodziców do swojego dziecka. Ta ostatnia jest tu przedstawiona jako niesamowicie silna, potrafiąca przezwyciężyć wszystko, ale jednocześnie jako taka, która umie przez swoje zapatrzenie w jedną osobę i nieuwagę zniszczyć wszystko, co stanie jej na drodze. I w tym wszystkim dręczyło mnie kilka pytań. Czy jest czymś złym krzywdzenie ludzi, których kochamy, jeśli robimy to dla dobra osoby, którą również kochamy? Albo czy można kochać mniej lub bardziej w zależności od tego, kogo obdarzamy miłością, jeśli każda z nich ma inny wymiar i inną postać? Czy ból, jaki zadaje się osobom, które się kocha można wybaczyć?

Może tak to właśnie jest z tymi, których się kocha: strzelamy na oślep, a gdy okazuje się, że oberwał ktoś, kogo chcieliśmy chronić, jest już za późno. 

Naprawdę ciężko jest powiedzieć, że w Kruchej jak lód jest jakiś wątek, który jest ważniejszy od miłości Charlotte i Seana do Willow oraz jej ciężkiej choroby, ale zdecydowanie są tu wątki, które są równie ważne. Należy do nich bez wątpienia to, jak bardzo może różnić się miłość matki i miłość ojca do swojego dziecka i na jak bardzo różniących się od siebie stanowiskach może ich stawiać. Pojawia się też problem utrzymania w ryzach małżeństwa, które przechodzi kryzys. I to, czy bycie czyimś przyjacielem jest ważniejsze od bycia matką, a jeśli nie, to czy przyjaciel da radę wybaczyć to, że nie jest wyniesiony na piedestał. I jest też problem tego, że czasem człowiek nie ma podzielnej uwagi i nie potrafi skupić się na dwóch sprawach jednocześnie. To dotyczy głównie Amelii, która - choć starsza od Willow - nadal jest dzieckiem, potrzebującym opieki i uwagi, której w pewnej chwili nie otrzymuje od własnych rodziców. Ich pochłonięcie stanem zdrowia młodszej córki sprawia, że starsza zaczyna mieć poważne problemy ze sobą, uważając, że zupełnie nikomu, nie jest potrzebna, nawet rodzinie. Ostatnim ważnym wątkiem jest sprawa Marin, która w trakcie pomaganiu rodzinie O'Keefe szuka swojej biologicznej matki. 

Żyjemy w dużych domkach dla lalek, kompletnie nieświadomi tego, że w każdej chwili może pojawić się wielka dłoń i zmienić wszystko, co nas otacza, wszystko, do czego jesteśmy tak przywiązani. 

To wszystko, co napisałam o tej książce wydaje się niesamowicie smutne, wiem, ale ona właśnie taka jest - smutna. Sprawia, że człowiek ma ochotę płakać, aż wypłacze z siebie cały ból, który ta historia w nim wywołuje. A to wszystko boli tak cholernie mocno, że ciężko nad tym zapanować. Mimo to, nie wszystko kończy się źle. Powiedziałabym, że koniec tej książki jest taki.. prawdziwy. Niektóre sprawy kończą się negatywnie, żeby inne mogły mieć pozytywny koniec. Tak jak w realnym życiu. I to trochę rozwiązuje supły, pozwala by bolało trochę mniej, by można było z tym żyć.
Krucha jak lód to coś cudownego. Niektóre książki poruszają w sercu pojedyncze struny tak, że trudno jest przestać o nich myśleć, trudno o nich zapomnieć. Z tą książką jest jednak trochę inaczej. Ona nie poruszyła we mnie jakiejś pojedynczej struny.
Krucha jak lód poruszyła mnie w całości.

Ludzie zawsze mówią, że miłość jest najważniejsza na świecie. To nie tak, prawda? Ty wiesz i ja też to wiem, że kiedy się kogoś pokocha, wtedy cały świat staje się odrobinę ważniejszy. 

You Might Also Like

8 komentarze

  1. O tej książce słyszałam już kilka lat temu i mimo, że już wtedy chciałam ją przeczytać to jakoś się za nią nie zabrałam. Teraz wiem, że powinnam jak najszybciej nadrobić swoje zaległości z twórczością Jodi Picoult. Nie jestem pewna czy zacznę od "Kruchej jak lód", bo skoro piszesz, że to najlepsza z jej książek to nie chcę tak zaczynać "z grubej rury" :)

    Świetna recenzja!
    Pozdrawiam,
    oliviaczyta.blogspot.com

    ReplyDelete
  2. Piekne zdjecia I ciekawa recenzja . Do autorki sie chyba jednak nie przekonam :(
    Pozdrawiam

    ReplyDelete
  3. Będę czytać! Jodi jest mistrzem w poruszaniu ważnych i ciężkich tenatow i nie robi z tego "męczennictwa".

    ReplyDelete
  4. Znam jedną książkę autorki,tę mam przed sobą :)

    ReplyDelete
  5. Zawiodłam się na jednej z książek pani Picoult i jakoś nie mogę się z powrotem przekonać do jej książek ;)

    ReplyDelete
  6. Uwielbiam twórczość Picoult - kobieta jest niezastąpiona i jedyna w swoim rodzaju. "Krucha jak lód" trafiła na listę moich ulubionych książek - zaraz obok "W imię miłości". :)

    ReplyDelete
  7. Jestem pod wrażeniem. Bardzo dobry artykuł.

    ReplyDelete