Ostatnia noc w Tremore Beach - Mikel Santiago

August 29, 2017

Ostatnia noc w Tremore Beach. Damn, ale to było dobre! Przyznaję się - nie oczekiwałam od tej książki zbyt wiele, tak jak mam w zwyczaju przy tych książkach, których nikt mi nie polecił. Niby czytałam opinie na lubimyczytać, niby większość była pochlebna (nawet bardzo!), a jednak coś mi mówiło, żebym się jakoś za bardzo pozytywnie nie nastawiała. I powiem jedno - miałam niezłą niespodziankę! 



OSTATNIA NOC W TREMORE BEACH

Mikel Santiago
Wydawnictwo Czarna Owca
2016
4,5/5



Peter jest załamany po rozwodzie. Nie tylko stracił żonę i codzienny kontakt z dziećmi, ale również natchnienie do tego, by komponować, przez co staje się zapomniany w swojej branży. Dom przy plaży, odseparowany od miasteczka, ma być jego samotnią, w której powróci do życia. Pewnej burzliwej nocy, kiedy Peter wraca do domu po wizycie u swoich przyjaciół - Leo i Marie - zostaje porażony piorunem. Mogłoby się wydawać, że poza uporczywym bólem głowy wychodzi z tego bez większych obrażeń, jednak w tym wydarzeniu było coś, co diametralnie zmieniło życie Petera. Zaczyna mieć bowiem przerażające wizje, w których widzi jak najbliżsi mu ludzie (Leo, Marie, jego dzieci i Judie, z którą łączy go bardzo bliska relacja) giną w tragicznych okolicznościach. Próbując dowiedzieć się co oznaczają nawiedzające go koszmary odkrywa tajemniczą przeszłość swoich bliskich.

Teraz wszystko zaczęło nabierać sensu. Ostatnie kawałki układanki trafiły na miejsce. Zaczynała się właśnie...
...ostatnia noc w Tremore Beach.

Pierwszych kilka rozdziałów wydawało mi się niesamowicie nudnych. Naprawdę, aż byłam tą nudą zażenowana. Teraz nie jestem pewna, czy one faktycznie były nudne, czy tylko mi się tak wydawało, bo czytałam tę książkę od doskoku. A taka myśl naszła mnie tylko dlatego, że jestem przekonana, że tak dobra książka jak ta, nie mogła być nudna nawet przez jeden, krótki rozdział.  
Pewnie teraz zastanawiacie się dlaczego tak się nią zachwycam. No cóż, zanim przejdę do uzasadniania muszę zaznaczyć jedną, bardzo ważną rzecz - nie jestem za bardzo obeznana w kryminałach/thrillerach. Poza książkami Camilli Läckberg przeczytałam ich tak niewielką ilość, że pewnie do ich policzenia wystarczyłoby mi palców jednej ręki, serio. Ale do rzeczy!

Zacznijmy może od wizji, które miał główny bohater. Teraz pojawia się animacja stu plusów lecących w stronę autora za sam pomysł. Nigdy się z tym nie spotkałam i byłam naprawdę zaintrygowana tym pomysłem. Lecą kolejne plusy - za wykonanie. Wizje, które przeżywał Peter były opisane w taki sposób, że czytelnik przeżywał je razem z nim. Razem z nim nie umiał odróżnić jawy od snu, rzeczywistości od koszmaru i nie umiał ocenić, kiedy wizja dobiegła końca, a świat względnie wrócił do normy. Majstersztyk. Nie sztuka opisać coś, co przytrafia się bohaterowi. Sztuką jest opisać to tak, żeby czytelnik też się tego bał. Tak, ja się chwilami bałam. Nie, no może przesadzam i to złe określenie, ale były takie dwa momenty, w których byłam trochę przerażona. Ale to też kwestia tego, że niesamowicie się w tę historię wciągnęłam!

No właśnie - bohaterowie i cały ten świat, to miejsce i wydarzenia opisane są w taki sposób, że nie sposób się od tej książki oderwać. Ciągle chce się wiedzieć więcej, chce się poznać kolejną wizję Petera, dowiedzieć się co dręczy Judie i kim tak naprawdę są Leo i Marie. Przy tym wszystkim zaczyna się podejrzewać naprawdę każdego po kolei o złe zamiary względem głównego bohatera i jego dzieci, uważać, że Peter jednak postradał zmysły, przestać lubić Judie, a potem znów twierdzić, że jest w porządku. Jest tego naprawdę bardzo dużo! Mogę to chyba określić w taki sposób - Ostatnia noc w Tremore Beach to dwie historie: jedna opisana w książce i druga, którą czytelnik tworzy sobie sam na postawie swoich przemyśleń i podejrzeń. Co więcej - naprawdę ciężko jest wpaść na to, jak to się tak naprawdę skończy i co za tajemnice stoją za ludźmi otaczającymi głównego bohatera. Ja bardzo często domyślam się jak skończy się dana historia, a tutaj? Tutaj co kilka stron przychodziły mi do głowy nowe pomysły, które koniec końców okazały się błędne. Wszystkie. To chyba znaczy, że autor stworzył coś naprawdę oryginalnego, no nie? Tak myślę.

Na Instagramie pisałam, że boję się zakończenia tej książki. Kiedy już okazało się, że błędnie założyłam, że książka będzie średnia i naprawdę się w nią wkręciłam, marzyłam o tym, żeby Mikel Santiago okazał się spoko kolesiem, który w godny sposób zakończy tę historię. Jakie było moje zdziwienie (i szczęście), kiedy doszłam do ostatniej strony, zamknęłam książkę i pomyślałam: ale to było dobre! Oczywiście nie poruszam kwestii tego, czy cała opowieść dobrze się skończyła. Chodzi mi bardziej o fakt tego, że autor umiejętnie ją zakończył. Wyjaśnił to, co stanowiło największą zagadkę książki i - chociaż może nie do końca wyjaśnił co stało się z bohaterami - to skończył to w taki sposób, że nie czuło się niedosytu.

Luis Algorri (kimkolwiek jest, haha) powiedział, że czytając tę książkę w pociągu, pierwszy raz w życiu przejechał swoją stację. Wcale się mu nie dziwię, bo ta książka wciąga i totalnie pochłania czytelnika. Kierując się jego słowami zaryzykuję stwierdzenie, że jest świetna. Tak samo świetny jest debiut literacki Mikela Santiago!
Może i nie za bardzo znam się na takich gatunkach, ale polecam, serio!

You Might Also Like

2 komentarze

  1. Świetna recenzja! Koniecznie muszę sięgnąć po tę książkę!

    Pozdrawiam,
    http://mareandbook.blogspot.com/

    ReplyDelete
  2. Książka zdecydowanie trafi w mój gust, z chęcią się z nią zapoznam :).

    Pozdrawiam
    zakladkadoksiazek.pl

    ReplyDelete