Wystarczyło ledwie kilka dyżurów, żebym zachowywał się w sposób, którego nie rozumiem
i do dziś się wstydzę.
i do dziś się wstydzę.
Miałam 13 lat i straszne ataki kaszlu. Trafiłam do szpitala - zapalenie płuc. Kroplówki, antybiotyki, wyleczona, do domu. Niby wszystko dobrze, ale nie minęły dwa dni i ataki wróciły. I musicie wiedzieć, że to nie był zwykły kaszel - ja się praktycznie dusiłam. Przeżyłam trochę jakby deja vu ze szpitalem, bo znów leczyli mnie na zapalenie płuc, znów wróciłam do domu zdrowa i znów wrócił kaszel. Na pomysł, że może wcale nie mam zapalenia płuc wpadła moja ciocia, pielęgniarka. Miałam zrobić badania na krztusiec.
Czy ktoś podczas moich dwóch pobytów w szpitalu zrobił mi to badanie? Nie.
Czy miałam krztusiec? Tak.
Ale najlepsze dopiero przed nami. Mama zapisała mnie do pulmonologa. Czekałam w kolejce na wizytę cały dzień, no bo przecież musiałam. Byłam autentycznie wykończona tym ciągłym kaszlem, który był coraz większy. I wiecie, co usłyszałam, kiedy przyszła moja kolej? Że godziny pracy już się skończyły i lekarz idzie do domu. What the fuck? Przy samym wyjściu ten sam lekarz, który chwilę temu odsyłał mnie do domu, zatrzymał się i poprosił mamę, żeby pokazała mu moje wyniki. Patrzył na nie dosłownie przez kilka sekund, a potem kazał mi iść z nim na oddział - musiałam natychmiast znaleźć się w szpitalu, bo byłam w naprawdę kiepskim stanie. Z krztuścem, a nie tym nieszczęsnym zapaleniem płuc.
Dzisiaj mam 22 lata, a moje kontakty z lekarzami ciągle się poszerzają, niestety. I muszę przyznać jedno: są przeróżni w pozytywnym, ale i negatywnym sensie. Może to właśnie dlatego kiedy tylko usłyszałam o książce, która pokazuje medycynę i środowisko lekarzy od wewnątrz wiedziałam, że muszę ją przeczytać? No proszę was, dowiedzieć się dlaczego ludzie, którzy powinni ratować ludzkie życie, tak często mają tych ludzi gdzieś?
Wow, super! Wchodzę w to.
Wow, super! Wchodzę w to.
O ZNIECZULICY POLSKICH LEKARZY
Paweł Reszka
Wydawnictwo Czerwone i czarne
2017
4,5/5 ✰
Dorabiam jako bramkarz w klubie muzycznym. Idę na wieczór do klubu, stoję tam pięć godzin i zarobię tyle co za trzy dni w szpitalu. No kurczę, sześć lat medycyny! Chciałem być lekarzem. A zarabiam na bramce.
Paweł Reszka to dziennikarz śledczy, który postanowił przybliżyć ludziom realia środowiska lekarskiego. Poświęcił rok na rozmowy ze studentami medycyny i lekarzami z różnych środowisk i miast, zarówno tych wielkich jak i tych małych, a nawet wsi. Ponadto zatrudnił się w jednym ze szpitali jako sanitariusz, żeby na własnej skórze przekonać się jak to jest. I wyszło mu to fenomenalnie.
Wydaje mi się, że większość ludzi podpisałaby się pod zdaniem, że lekarze są bezwzględni i traktują pacjentów przedmiotowo. Oczywiście nie wszyscy tacy są. Nigdy nie wiedziałam tak do końca o co chodzi z tym stwierdzeniem, ale podobno wyjątek potwierdza regułę. Tutaj chyba też tak jest. No dobra, ale dlaczego poza tymi wyjątkami lekarze zachowują się jak bezduszne maszyny? Odpowiedź, która płynie z tej książki jest zadziwiająco prosta: bo to też ludzie. Mają swoje rodziny, problemy, mają dość tego, że ich życie to ciągła praca, że ciąży na nich ogromna odpowiedzialność dotycząca ludzkiego życia, że pacjenci oczekują od nich cudów, a system ich nie oszczędza. Frustracja nie bierze się znikąd.
Wracam z dyżuru, uparcie chodzi mi po głowie: czy ja dobrze zrobiłem, czy niedobrze? Czy ktoś tam nie umiera? A syn chce bajkę na dobranoc. Irytuje mnie. A przecież to mój kochany chłopak!
W wypowiedziach lekarza przewija się cały czas temat zarobków. Myślicie, że lekarze od początku swojej kariery zarabiają kokosy? Otóż nie. W ogóle ogromnym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że bardzo często lekarze po zrobieniu specjalizacji są zwalniani. Dlaczego? Rezydentura trwa 6 lat. Przez cały ten czas to nie szpital płaci dla lekarza, ale ministerstwo. Dla szpitala to czysty zysk - jest lekarz, który pracuje, a nie trzeba mu płacić, bo robi to kto inny. Więc po upływie tych 6 lat można go zwolnić i przyjąć kolejnego rezydenta. Wyobrażacie sobie? A lekarzy w Polsce przecież brakuje!
Na to też jest odpowiedź. Specjaliści, których mamy nie chcą robić sobie konkurencji. Nie przyjmują nikogo na specjalizacje, a jeśli już przyjmują to zasypują tych młodych papierami. A potem pacjenci wylewają swoje żale na kolejki.
Ciekawą sprawą są też wypowiedzi studentów, którzy przybliżają jak wyglądają studia medyczne tak naprawdę. Ile trzeba poświęcić, żeby zostać lekarzem. Z drugiej strony jak łatwo jest nim zostać, bo uczelniom płaci się za studenta, więc po co wyrzucać takiego, któremu idzie gorzej? Nie opłaca się. Co z tego, że za kilka lat przez to, że nie jest douczony może zrobić komuś krzywdę? No kogo to obchodzi? Na pewno nie uczelnię.
Raczej dają dużo szans. Można zdawać, zdawać, zdawać, aż się zda. Ostatnio kolega ściągał na egzaminie. Chwalił się potem, że ściągnął i ma piątkę. On również skończy studia. Jak zostanie lekarzem, to raczej nie poślę do niego nikogo ze znajomych.
Między tymi wszystkimi wywiadami znajdziemy też statystyki z przeróżnych badań, pokazujące jak to wszystko wygląda w liczbach. Ilu jest lekarzy, ilu pacjentów i ile dni bardzo często upływa, zanim będą mieli możliwość się spotkać. Nie można też nie wspomnieć o Dzienniku sanitariusza, czyli tej części książki, w której autor opisuje swoje wspomnienia z pracy w szpitalu. Często pojawia się w nim stwierdzenie o traceniu empatii. O tym, że każdy, kto pracuje w szpitalu, po pewnym czasie staje się częścią systemu, takim automatem, który nie ma w sobie współczucia.
Tych kilka rzeczy, o których tu napisałam to naprawdę mały procent całej historii medycyny. To wszystko, co znajdziemy w książce Mali bogowie może być odbierane jako negatywna skrajność. Żaden z lekarzy nie mówi w niej o swojej pracy w superlatywach. To może wydawać się przegięciem, no bo jak to - nikt nie powie nic dobrego o byciu lekarzem? Owszem, powie. Nawet te osoby, które tak bardzo narzekają na pewno potrafiłyby przywołać coś dobrego - taki moment, który napawa ich dumą, bo komuś pomogli, komuś uratowali życie. Problem polega na tym, że złych rzeczy jest dużo więcej i to nie tylko tych napływających od strony pacjenta.
Lekarze narzekają na system i pacjentów. Pacjenci narzekają na system i lekarzy. Nikt nie jest zadowolony.
A Mali bogowie? To głos lekarzy skierowany do wszystkich. Do pacjentów i do ludzi, którzy całą medycyną sterują z góry. To przypomnienie, że lekarz to nie pieniądze, ale ratowanie życia. To głos sfrustrowanych bogów, o których często zapomina się, że po godzinach pracy są zwyczajnymi ludźmi.
Pacjentka poczuła cięcie, była źle znieczulona. Napisała, że było jak w rzeźni i że odebrałem jej radość macierzyństwa. Nie wiem, czy ja jej naprawdę odebrałem radość macierzyństwa. Wiem, że ona odebrała mi radość leczenia ludzi.
- July 27, 2017
- 9 Comments