I choć obiecałem, że nie będziemy rozmawiać o przeszłości, mimowolnie czułem się, jakbym wrócił do najlepszych czasów w naszym życiu.
BEFORE WE WERE STRANGERS
Renée Carlino
Wydawnictwo Otwarte
14/02/2018
4/5 ✰
Kiedy Grace i Matt poznają się na studiach, zaprzyjaźniają się - jak to zwykła mówić Grace - od pierwszego wejrzenia. Nie są jednak świadomi, że to, co ich łączy przerodzi się w głęboką miłość, która nie będzie miała szczęśliwego zakończenia i zostawi po sobie złamane serce i mnóstwo pytań bez odpowiedzi.
Kiedy po piętnastu latach Grace i Matt spotykają się przypadkiem na ulicach Nowego Jorku w przeciągu kilku sekund wraca do nich wszystko, co razem przeżyli. Jednak czy da się udawać, że piętnaście lat rozłąki nie zmieniło między nimi zupełnie niczego?
"Przyjaźń aż po grób" to może i frazes, ale sposób, w jaki go wypowiedział, czynił go podobnym muzyce lub poezji. Wiedziałam, że w rzeczywistości mówi coś innego, chce mi przekazać, że jestem mu potrzebna.
Pierwsze, co po prostu muszę o tej książce napisać to fakt, że czytając ją, miałam trochę déjà vu. Mianowicie chodzi o to, że Światło, które utraciliśmy Jill Santopolo ma kilka prawie identycznych szczegółów w fabule, co Zanim zostaliśmy nieznajomymi. Nie wiem, czy to zwyczajny zbieg okoliczności, czy może Santopolo trochę zainspirowała się powieścią Carlino (bo to właśnie ona była pierwsza!), ale to chyba bez większej różnicy, bo obie te książki uważam za godne polecenia. Chociaż muszę przyznać, że gdybym miała wybrać jedną z nich to postawiłabym na Zanim zostaliśmy nieznajomymi. I tak dla jasności - nie uważam tego podobieństwa za jakąś wadę ani z tych rzeczy, ale po prostu czułam, że muszę się tym z kimś podzielić!
Muszę przyznać, że autorka Zanim zostaliśmy nieznajomymi trafiła w punkt, jeśli chodzi o wyrażanie emocji. Co do książek z gatunku YA nie mam nigdy zbyt wygórowanych oczekiwań, jeśli chodzi o styl pisania, bo zazwyczaj są one pisane lekko i czyta się je po prostu przyjemnie. Muszę jednak przyznać, że niektóre z nich bardzo tracą przez zbyt płytki opis jakichkolwiek uczuć, co mnie osobiście mocno od takich odpycha, bo wydają mi się takie nieżyciowe. Tu było to takie, hm.. no po prostu trafione. Odpowiednie do tej historii. Przez lekkość pióra autorki ta książka wiele zyskała.
A opowieść sama w sobie? Jest skonstruowana w bardzo ciekawy sposób. Na początku poznajemy Matta, który przedstawia historię swojej niedalekiej przeszłości, dając do zrozumienia, że nie był to jego wymarzony scenariusz na życie. Kiedy zupełnym przypadkiem wpada na Grace, jego wyjaśnienie dotyczące tej studenckiej znajomości jest tak zdawkowe, że czytelnik ma poczucie, że wręcz musi czytać dalej, a wtedy.. przenosi się piętnaście lat wstecz. Dokładnie do momentu, kiedy główni bohaterowie się poznali.
Cała ta historia ich znajomości jest taka realna. Ani Matt ani Grace nie są wyidealizowanymi bohaterami, którzy zachowują się doskonale. Ich miłość też nie jest idealna. No i do idealnych rzeczy nie można zaliczyć też tego, że ją stracili. I te wszystkie rzeczy składają się na to, że to, co opisane jest w tej książce można uznać za prawdziwe życie. Co wcale nie oznacza, że nie było też takich momentów, które były przesłodzone, a spomiędzy kartek wyrastała tęcza i wyskakiwały jednorożce. Chociaż przyznam się, że koniec końców nie mam tego tej książce za złe, bo co to za YA bez takich słodkich scen? No właśnie.
Muszę tej historii oddać też to, że faktycznie jest zaskakująca. Niby wie się od początku jak to się skończy, a jednak było kilka takich sytuacji, w których byłam szczerze zdziwiona, że akcja potoczyła się właśnie w taki sposób, kiedy ja zakładałam coś zupełnie innego.
I wiecie co? Każdy ckliwy czytelnik przyzna, że Zanim zostaliśmy nieznajomymi jest smutną i piękną książką. Nie ryczałam przy niej, jak to mi się czasem zdarza, ale jednak trochę popłakałam. Bo historia Matta i Grace może nie jest idealna, ale pewno chwyta za serce.
Muszę przyznać, że autorka Zanim zostaliśmy nieznajomymi trafiła w punkt, jeśli chodzi o wyrażanie emocji. Co do książek z gatunku YA nie mam nigdy zbyt wygórowanych oczekiwań, jeśli chodzi o styl pisania, bo zazwyczaj są one pisane lekko i czyta się je po prostu przyjemnie. Muszę jednak przyznać, że niektóre z nich bardzo tracą przez zbyt płytki opis jakichkolwiek uczuć, co mnie osobiście mocno od takich odpycha, bo wydają mi się takie nieżyciowe. Tu było to takie, hm.. no po prostu trafione. Odpowiednie do tej historii. Przez lekkość pióra autorki ta książka wiele zyskała.
Nic nie zmieni tego, co łączyło nas wiele lat temu, nawet jeśli wciąż wisiała między nami myśl o tym, co mogliśmy mieć.
A opowieść sama w sobie? Jest skonstruowana w bardzo ciekawy sposób. Na początku poznajemy Matta, który przedstawia historię swojej niedalekiej przeszłości, dając do zrozumienia, że nie był to jego wymarzony scenariusz na życie. Kiedy zupełnym przypadkiem wpada na Grace, jego wyjaśnienie dotyczące tej studenckiej znajomości jest tak zdawkowe, że czytelnik ma poczucie, że wręcz musi czytać dalej, a wtedy.. przenosi się piętnaście lat wstecz. Dokładnie do momentu, kiedy główni bohaterowie się poznali.
Cała ta historia ich znajomości jest taka realna. Ani Matt ani Grace nie są wyidealizowanymi bohaterami, którzy zachowują się doskonale. Ich miłość też nie jest idealna. No i do idealnych rzeczy nie można zaliczyć też tego, że ją stracili. I te wszystkie rzeczy składają się na to, że to, co opisane jest w tej książce można uznać za prawdziwe życie. Co wcale nie oznacza, że nie było też takich momentów, które były przesłodzone, a spomiędzy kartek wyrastała tęcza i wyskakiwały jednorożce. Chociaż przyznam się, że koniec końców nie mam tego tej książce za złe, bo co to za YA bez takich słodkich scen? No właśnie.
I wiecie co? Każdy ckliwy czytelnik przyzna, że Zanim zostaliśmy nieznajomymi jest smutną i piękną książką. Nie ryczałam przy niej, jak to mi się czasem zdarza, ale jednak trochę popłakałam. Bo historia Matta i Grace może nie jest idealna, ale pewno chwyta za serce.
Trzy sekundy to niewiele czasu, ale kiedy patrzy się komuś prosto w oczy, wystarczą, by złożyć niemą obietnicę.
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwarte.
- January 03, 2018
- 10 Comments