Wy, młodzi, myślicie, że każdy z was jest pępkiem świata, że każdy wasz problem to wojna światowa. Że wszystko kręci się dookoła tych waszych problemów. (...) I tak sobie myślę, że gdybyście wzięli całą tę siłę, którą zużywacie na to zapieprzanie, na to przejmowanie się, na pierdolenie o tym przejmowaniu na lewo i prawo, na to całe hałasowanie, to może nawet byście coś stworzyli, może nawet byście coś wymyślili.
Okej, no więc Żulczyk. Z Żulczykiem to jest u mnie tak, że ja go uwielbiam od momentu, w którym pochłonęła mnie bezdenna otchłań internetu i znalazłam w niej cytaty ze Zrób mi jakąś krzywdę. Po przeczytaniu całości zakochałam się w tej książce, dlatego nie było dla mnie niczym dziwnym, że po jakimś czasie sięgnęłam po Ślepnąc od świateł. Hm, no i z tą książką jest tak, że ona zachwiała moim życiem. Totalnie przepadłam przy czytaniu i nie mogłam uwierzyć, że można napisać coś tak dobrego. I tak sobie teraz myślę, że skoro o Ślepnąc od świateł mówię, że to książka, która zachwiała moim życiem, to Wzgórze psów... Wzgórze psów wywołało w moim życiu jakieś cholerne trzęsienie ziemi, zwaliło z nóg i sprawiło, że odkąd skończyłam ją czytać, mentalnie ciągle siedzę z rozdziawioną buzią i myślę na okrągło ja pieprzę! co tam się stało? co to w ogóle było?!
WZGÓRZE PSÓW
Jakub Żulczyk
Wydawnictwo Świat Książki
2016
5/5 ✰
Zybork to małe miasteczko na mazurach, do którego, po latach życia w Warszawie, wraca Mikołaj. Zabiera ze sobą swoją żonę, Justynę, planując, że kiedy tylko odbiją się finansowo, mieszkając u jego ojca, wrócą do Warszawy, do swojego - z pozoru - normalnego życia. Jednak kiedy są już na miejscu okazuje się, że małżeństwo Mikołaja i Justyny wcale nie jest dobre. Poza tym do Mikołaja wraca przeszłość i wszystko to, co spotkało jego ówczesną dziewczynę, Darię. Przekonuje się na własnej skórze, że da się opuścić Zybork, ale Zybork nigdy nie opuści człowieka, który raz w nim był.
Myślę o tym, że prawdziwa dorosłość to stan, w którym nikomu nie ufasz, mówisz tylko prawdę, czujesz bez przerwy na języku gorzki smak.
Pierwsze słowo, jakie przychodzi mi do głowy, kiedy myślę o tej książce to - mocna! Ta książka jest zdecydowanie mocna. I mroczna. Mroczna tak samo jak Zybork. Tak samo jak bohaterowie. I jest w niej coś takiego, co wciąga bez reszty. Chociaż szczerze mówiąc, wydaje mi się, że to nie jest książka dla każdego. Głównie dlatego, że jest specyficzna w jakiś psychodeliczny sposób. Serio, szczególnie przy końcówce cały czas miałam wrażenie, że to jakaś psychoza. I chyba nie bez powodu Żulczyk umieścił w Zyborku miejsce, które miało właśnie taką nazwę - Psychoza. Istnieje nawet prawdopodobieństwo, że większość z was stwierdzi, że to chłam. Bo psychoza, bo historia jakby taka naciągana i nierealna, bo język. Ja mam to szczęście, że lubię takie klimaty. Lubię ten żulczykowy brak jakiegokolwiek owijania w bawełnę.
Widziałam, że dużo osób zarzuca tej książce brak korekty. No nie, to zupełnie nie jest tak, chociaż muszę przyznać, że rozumiem skąd takie wrażenie. Narracja zmienia się z rozdziału na rozdział. Poza opowieścią z perspektywy Mikołaja i Justyny, jest też kilka rozdziałów, których narratorami są inni (nie mniej ważni) bohaterowie. I każda z tych osób opowiada tę historię inaczej, na swój sposób. Czasem nawet pijany, albo zaćpany. Czasem zdania ciągną się na pół akapitu, a czasem są urwane w połowie. Poza tym jeszcze język, który zdecydowanie nie jest ozdabiany brokatowymi długopisami, ale jest dosadny, brudny i pełen przekleństw i mamy to! To właśnie robi robotę.
Człowiek nigdy nie wie, czy ma przed sobą jakąś przyszłość, czy nie. Wiedziała, że to koniec. Nie szliśmy wtedy za rękę, już wiem dlaczego - nie chciała zabierać mnie ze sobą tam, gdzie miała iść.
Akcja rozgrywa się tutaj dwutorowo. Mamy obecne życie Mikołaja i retrospekcje do czasu, kiedy był z Darią. Historia z Darią odgrywa tu kluczową rolę. To, co się stało siedemnaście lat temu, nadal nie daje Mikołajowi wrócić do życia. Zupełnie jakby czas zatrzymał się w miejscu, a on nigdy nie przestał mieć nastu lat. Jego problem polega na tym, że nie zdaje sobie z tego sprawy, dopóki nie uświadamia mu tego jego ojciec i brat, Grzesiek. Dopiero wtedy otwiera oczy i staje się prawdziwym mężczyzną. Paradoks jest taki, że dopóki był zagubiony, ja go lubiłam. Współczułam mu tego wszystkiego, co mu się przytrafiło i naprawdę go lubiłam. I to zmieniło się diametralnie w jedną noc, w którą razem z Grześkiem postanowili rozprawić się ze starymi sprawami. Postanowili znaleźć sprawiedliwość w pełnym niesprawiedliwości Zyborku.
Sam tytuł tej książki, Wzgórze psów, to trochę metafora. No a przynajmniej tak mi się wydaje. W Zyborku jest Wzgórze Psów. To takie wzniesienie w lesie, gdzie zakopywało się zdechłe psy. W pewnym momencie dla Mikołaja te psy kojarzą się ze złem, które może zostać pogrzebane na wzgórzu. To właśnie tam postanawia rozprawić się ze złem swojego życia, pogrzebać swoje psy.
Czuję niesprawiedliwość. Tak, niesprawiedliwość to emocja. To niezmiernie konkretne uczucie. Zaczyna się w gardle bólem przypominającym połknięcie gwoździa.
Wzgórze psów to trochę tarzanie się w błocie. Ta historia właśnie taka jest - brudna. Chwilami, kiedy ją czytałam, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że chociaż Zybork nie istnieje, to w Polsce jest mnóstwo takich Zyborków. Całych miast, albo dzielnic, które też są tak brudne, że nie da się w nich mieszkać, bo to niszczy, bo to zmusza do tarzania się w błocie.
To specyficzna książka. Taka właśnie psychoza. Mam wrażenie, że to słowo - psychoza - oddaje całe jej wnętrze. Z niej aż wylewa się całe zło, jakie może wydarzyć się w jednym miejscu, o konkretnej godzinie. Mimo wszystko jest tak cholernie dobra, że będę ją pewnie przeżywać jeszcze naprawdę długo. I muszę przyznać, że nawet teraz, kiedy kończę pisać tę recenzję, nadal nie do końca przetrawiłam tę książkę. I nadal zbieram szczękę z podłogi, myśląc ja pieprzę! co tam się stało? co to w ogóle było?!
Jeden z najczęstszych i najgłupszych błędów ludzi to zakładanie, że dokładnie takie samo zło nie ma prawa wydarzyć się dwa razy.
A przecież może.
- October 20, 2017
- 13 Comments