Biegając boso - Amy Harmon

September 18, 2018

Straciłam swoją drugą połówkę, przez co poczułam się jak but, który utracił towarzysza i już nigdy nie zostanie z powrotem założony. A nie potrafiłam biegać boso.


BIEGAJĄC BOSO
RUNNING BAREFOOT

Amy Harmon
Wydawnictwo Editio Red
7/08/2018
4,5/5 ✰




Josie była nieśmiałą i nad wyraz dojrzałą trzynastolatką. Kochała książki i muzykę, jednak nie miała nikogo, z kim mogłaby dzielić swoje pasje. Ten aspekt jej życia zmienił się, kiedy pewnego dnia w szkolnym autobusie poznała Samuela - osiemnastoletniego Indianina. Burzliwe rozmowy o literaturze i muzyce, doprowadziły do niezwykłej przyjaźni. 
Po ukończeniu szkoły, Samuel wyjechał z miasta. Spełniał swoje marzenie o tym, by zostać żołnierzem piechoty morskiej. Nic nie wskazywało na to, że jego wyjazd będzie jednoznaczny z końcem tej przyjaźni, natomiast właśnie tak się stało. Kiedy po latach wraca ze służby, okazuje się, że Josie jest taka sama, jak ją zapamiętał. Zauważa jednak, że dziewczyna potrzebuje od niego dokładnie tego samego, co kiedyś ofiarowała mu w szkolnym autobusie: rozmowy, akceptacji i - przede wszystkim - wsparcia. 

Czasami szczerość jest dużo prostsza, gdy wokół panuje ciemność.

Amy Harmon. No nie oszukujmy się, kocham tę autorkę. Uwielbiam jej styl pisania, uwielbiam tę lekkość, bijącą z jej książek. Uwielbiam to, w jaki sposób potrafi opisywać ludzkie problemy i z jaką dogłębnością przedstawia uczucia bohaterów. Nie da się ukryć, że jak mało kto, potrafi grać na emocjach.
Najpierw było Making faces, które mnie urzekło i doprowadziło do łez. Potem Prawo Mojżesza i Pieśń Dawida, które zrobiło ze mną dokładnie to samo, tylko dwa razy mocniej.
A Biegając boso? Kolejne cudo!

Może nietypowo, ale zacznę od minusów. A tak właściwie to od jednego, małego minusika - opowieści Samuela dotyczące Indian Nawaho. I tak, ja wiem, że to jeden z kluczowych motywów w tej książce, ale.. no trochę mnie to nudziło. Może nie byłoby tak, gdyby tych historii nie było tak wiele, ale po którejś z kolei, czułam po prostu znużenie. Czytałam je bardzo szybko (i przyznaję - może trochę nieuważnie), ale po prostu to nie było dla mnie.
Oczywiście, ile osób, tyle opinii! To, co ja uważam za minus, komuś innemu może się bardzo podobać, więc nie przekreślajcie tej książki tylko ze względu na opowieści Samuela. Poza tym, tak jak napisałam, to tylko mały minusik, o którym zdecydowanie można zapomnieć, kiedy cała reszta książki jest po prostu.. piękna!

A we mnie coś pękło. Potężny trzask rozbrzmiewał w mojej klatce piersiowej. Pomyślałam sobie, że podobnie brzmiałby lód na zamarzniętym jeziorze pękający pod moimi stopami.

No więc tak - ta historia jest po prostu piękna! Od pierwszej strony chwyta za serce i nie puszcza, aż do samego końca. Chociaż powiem wam, że nawet po przeczytaniu i odłożeniu tej książki na półkę, nie mogłam przestać o niej myśleć, ale akurat to jest czymś bardzo typowym dla książek Amy Harmon. Chodzi mi o to, że one po prostu zapadają w pamięć. Są napisane w taki emocjonalny sposób, przez który trudno jest o nich zapomnieć, nie tylko kilka dni od przeczytania, ale tak w ogóle. Dla mnie to coś naprawdę fenomenalnego!

Muszę przyznać, że uwielbiam Josie. Jest tak subtelną postacią, tak uczuciową, przeładowaną emocjami, że chyba nie da się jej nie lubić. Dziewczynka, która była zmuszona dorosnąć bardzo szybko, taka bez typowej dla nastolatek naiwności, ale z ogromną dawką wrażliwości.
Samuel? Nietuzinkowy chłopak, którego życie nie oszczędzało. Niemogący zrozumieć, co złego ludzie widzą w odmienności, poszukujący zrozumienia i przynależności. Starający się znaleźć wśród ludzi taką grupę, do której mógłby przynależeć.

To, co z pewnością jest typowe dla historii, które pisze Harmon, jest wyjątkowa kreacja miłości. Miłość, która zrodziła się między Josie i Samuelem, pozbawiona była tego, co we współczesnym świecie uważane jest za must have w związku - nie było niesamowitego zauroczenia, zakochania od pierwszego wejrzenia, nie było szkolnej piękności i przystojnego podrywacza. Ich miłość zrodziła się z przyjaźni, oparta na akceptacji, zrozumieniu, rozmowie. Na zaufaniu i wierze.

Kobiety odczuwają wiele emocji, ale mają tylko jedną fizyczną reakcję. Kiedy się złościmy, płaczemy. Gdy jesteśmy szczęśliwe, płaczemy. I kiedy jesteśmy smutne, płaczemy. A gdy jesteśmy wystraszone - no, zgadnij? - też płaczemy.

Biegając boso to książka, która pozwala oderwać się od stereotypowego myślenia. Daje szansę na przewartościowanie niektórych życiowych kwestii. Serio, bez żadnej ściemy - tak naprawdę jest. Pozwala dostrzec, że naprawdę w ludziach są ważniejsze rzeczy, niż ich wygląd. Że miłość może być piękna, może nie uderzać jak piorun, może uratować życie.
Uwielbiam to, że ta historia niesie za sobą pewne wartości. Nie jest pusta i płytka. Pokazuje życie takim, jakie powinno być, a o czym bardzo często zapominamy.

Nie można budować wokół siebie muru, a potem złościć się, że nikt nie chce się po nim wspiąć, żeby przejść na drugą stronę.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Editio

You Might Also Like

2 komentarze

  1. Ostatnio widzę sporo pozytywnych recenzji tej książki, a że lubię jak książki przekazują jakieś wartości, to myśle, ze ta może mi się spodobać. ;) Pozdrawiam!

    ReplyDelete
  2. Mam dwie książki tej autorki w domu i muszę w końcu się za nie zabrać. �� Jak mi się spodobają, to może skuszę się i na tę. :)

    ReplyDelete